Wolność niczym nieograniczona staje się
pojęciowo niemożliwa.(...) Państwo radykalnie liberalne to utopia, która obraca
się przeciw sobie.
Autor: Leszek Kołakowski
22 lipca
2011 roku. W Oslo, przed siedzibą premiera Norwegii Jensa Stoltenberga wybucha
bomba umieszczona w samochodzie dostawczym. W wybuchu ginie siedem osób, a ósma
umiera w wyniku obrażeń w szpitalu. Rannych zostaje kolejne 15.
Tego samego dnia na zjeździe
młodzieżówki Partii Pracy na wyspie Utøya mężczyzna ubrany w mundur oficera policji
otwiera ogień z broni automatycznej do zebranych tam ludzi. W wyniku
półtoragodzinnej strzelaniny ginie 69 osób, a obrażenia odnosi 110, z czego 55
ciężko. Średnia wieku osób zastrzelonych
przez zamachowca to 19,43. Najstarsza miała 51 lat, a najmłodsza 14. Do
zamachów przyznaje się 32-letni Norweg Anders Behring Breivik, który
dobrowolnie oddaje się w ręce policji przybyłej na miejsce masakry.
Po
początkowym szumie medialnym dotyczącym ataków i wyciąganiu na światło dzienne
dzienników, listów i nagrań wideo głoszących poglądy zamachowca, sprawa w dużej
mierze ucichła . 16 kwietnia 2012 roku rozpoczął się proces oskarżonego. 24
sierpnia 2012 roku sąd skazał Breivika na 21
lat więzienia z możliwością bezterminowego przedłużenia wyroku, w wypadku gdyby
nadal stanowił zagrożenie dla społeczeństwa. O przedterminowe zwolnienie może
się ubiegać po 10 latach.
Od
dnia ogłoszenia wyroku zastanawiam się w jakim świecie ja żyję. Osoba, która
dokonuje doskonale zaplanowanych zamachów, w których łącznie ginie 77 osób
dostaje wyrok tylko 21 lat pozbawienia wolności. Przy czym trzeba zaznaczyć,
że została wcześniej uznana, za całkowicie poczytalną oraz nie wyraziła żadnej
skruchy w związku z popełnionymi czynami (a nawet jeżeli by wyrażał, to czy by
to cokolwiek zmieniało?). W momencie opuszczenia więzienia Breivik będzie miał
53 lata (no chyba, że wyrok zostanie przedłużony, jednorazowo można go
przedłużyć o 5 lat i można powtarzać do skutku). Będzie więc w ciągle w dobrej
formie fizycznej (przy założeniu, że w swojej celi będzie więcej korzystał z
udostępnionej mu bieżni mechanicznej, niż z dostępu do laptopa z połączeniem
internetowym). Będzie też nadal w stanie zorganizować i przeprowadzić kolejne
zamachy.
Sprawa
Breivika nie jest odosobnionym przypadkiem aż zbyt daleko posuniętego
liberalizmu. Prawie każdego roku słyszy się o sytuacjach, w których napastnik
zostaje zastrzelony podczas napadu/rabunku, bo nie wziął pod uwagę, że jego
ofiara ma dostęp do broni palnej. Niestety w większości krajów europejskich
obrona konieczna ma bardzo duże ograniczenia. Głównie chodzi o obronę z użyciem
adekwatnych środków. Czyli, jak on Ciebie pałą, to ty mu już kulki posłać nie
możesz. W 2005 roku mieliśmy taką sytuację w podpoznańskim Skórzewie (mężczyzna
zastrzelił jednego z włamywaczy, sprawa została jednak umorzona), w 2010 w
Niemczech (emeryt-myśliwy został zaatakowany przez pięciu młodych mężczyzn i
zastrzelił jednego z nich, groziła mu kara więzienia za morderstwo imigranta,
sprawa została jeszcze urozmaicona o nienawiść na tle nacjonalistycznym). Nie
jestem za ogólnym i powszechnym dostępem do broni palnej, ale jak ktoś mnie
atakuje, to powinienem mieć możliwość obrony i to, czy użyję do tego sztachety
z pobliskiego płotu, potłuczonej butelki podniesionej z chodnika, czy młotka
(ale takiego fest, półtora kilowego) nie powinno mieć znaczenia. A jak już
odpowiednie służby uznały, że jestem poczytalny na tyle, żeby posiadać broń w
swoim mieszkaniu i ktoś do tego mieszkania chce się włamać, to dlaczego nie
miałbym użyć tejże broni do obrony własnej i swojego mienia?
Wrócę
jeszcze do Breivika. Nie popieram kary śmierci i nie uważam, że słowa Johna
Locke’a: Każdy, kto łamie tę zasadę,
staje się „dziką bestią”, można go zabić tak, jak zabija się dziką bestię.
Powinny być wcielane w życie. Jednak jestem wielkim fanem i popularyzatorem
łacińskiej maksymy: Qui non laborat, non
manducet, czyli „kto nie pracuje, niech nie je” (wypowiedzianej chyba przez
św. Pawła), a co za tym idzie uważam, że jak już osadzamy zbrodniarzy na długoletnie
więzienia, to powinni oni na siebie zarobić. Bo nijak nie mogę usprawiedliwić
tego, że ich bieżnia, dwa ciepłe posiłki dziennie i dostęp do internetu jest
opłacany (między innymi) z moich podatków. Dlatego idea ciężkich prac
wykonywanych przez więźniów jest mi bliska. Oczywiście to też kosztuje, ale
wydaje mi się, że w dłuższej perspektywie wykorzystywanie zbrodniarzy do prac
takich jak budowa dróg (widziałem jak to działa w USA: kilkudziesięciu więźniów
w odblaskowych ubraniach kładzie asfalt pod okiem kilkunastu uzbrojonych w broń
palną strażników. Gdzieś czytałem, że zaczęto też używać opasek lokalizujących
zakładanych na wysokości kostki, co ma utrudnić ucieczkę, a raczej ułatwić
złapanie po takowej), wycinki lasów, budowy wałów przeciwpowodziowych i innych
prac. Zdaję sobie sprawę, że brzmi to zbyt podobnie do radzieckiego systemu
łagrowego, ale dlaczego mam się godzić a płacenie za jedzenie dla kogoś kto
czerpał przyjemność z zabijania czy gwałcenia? Czy nie lepiej by było
przeznaczyć te pieniądze na jakiś inny cel? Samotne matki, NFZ, edukację?
Kwestię potencjalnej ucieczki też można załatwić chociażby owymi bransoletami z
nadajnikami GPS. A w wersji super ciężkiej z bransoletami wyzwalającymi ładunek
elektryczny przy próbie ucieczki o sile podobnej do policyjnego tasera.
No, to się rozpisałem i wylałem
trochę przemyśleń na ekran. Czekam na gorące komentarze, kłótnie i dyskusje
(tylko z zachowaniem kultury)
Też tak kiedyś myślałam o przymusowej pracy w więzieniach. Ale skoro zbrodnia i kara, to pozostańmy przy Dostojewskim, który zmienił mój pogląd w tej sprawie. Czytałeś Notatki z domu umarłych? pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuń