Często chodzicie na
zakupy? Bo ja na takie duuuże, to raz w tygodniu. Oczywiście chodzi mi o zakupy
jedzeniowe. Takie, żebym przez tydzień nie miał problemu z tym, że nie mam co
do garnka włożyć, albo, że ryż z musem jabłkowym/przecierem pomidorowym już 3
tydzień gości na moim stole.Odkąd przyjechałem
do UK odkrywam nowe smaki. Nie znaczy to, że nie tęsknię za starym poczciwym
schabowym, albo kaszanką, golonką, smalcem z ogórkiem albo...
Rozmarzyłem się. Bo jasne, że tęsknię za smakami dzieciństwa, ale odkąd
zacząłem bywać za granicą pałam wielką miłością do kuchni mi obcej. Nie jest to
dziwne. O ile moi dziadkowie są w dużej mierze tradycjonalistami w kwestii
potraw (nikt nie zrobi takiej zupy gulaszowej jak Dziadek, ani takich zrazów
jak Babcia), to moi Rodzice zawsze byli otwarci na nowe smaki i nie bali się
eksperymentować. I to właśnie im zawdzięczam w dużej mierze ciekawość do nowych
smaków. No i jeszcze jedno, podczas
podróżowania ciężko znaleźć czasami gołąbki, klopsy czy inne rarytasy kuchni
polskiej.
Dzisiaj przedstawię
wam moje odkrycia kuchenne, których dokonałem w UK.
Poniżej lista produktów, których nie kupicie (a przynajmniej nie dało się jak
ostatnio byłem w Polsce) w najbliższym markecie. Te niżej prezentowane można
znaleźć w najbardziej popularnej sieciówce w UK, tak więc są łatwo dostępne.
1. Dziczyzna – w Polsce
albo bardzo droga i przesmaczna w restauracji, albo dostępna dla wielce
wyselekcjonowanego grona myśliwych i ich znajomych. Generalnie dziczyzna w
Polsce to rarytas i jej cena stawia ją daleko po za zasięgiem zwykłego
Kowalskiego.
Odkąd tutaj przyjechałem odkryłem całą gamę potraw, które bazują na mięsie jeleniowatych,
świniowatych i kurowatych. Taka paczka pokrojonego mięsa z odpowiednimi
przyprawami i warzywami daje świetny gulasz. Nie można oczywśicie zapomnieć o
dobrym, czerwonym winie.
Albo taki bażant. W Polsce był dla mnie zwierzakiem prawie mitycznym, a tutaj
idę do sklepu i już. Nie dosyć, że odstrzelony, to jeszcze oskubany. To samo z
kuropatwą.
Dobre toto i jakże pozwala odpocząć od kurczaka, czy innego indyka.
|
Taka kuropatwa, to naprawdę mała jest. Ledwie na ząb starcza. |
2) Warzywa „organiczne”
– czyli pewnie u nas po prostu od rolnika, albo z opisem skąd pochodzą. Tutaj
właściwie każde warzywo ma odpowiednik „organic”. Z reguły droższy od 20-30%
3) Quorn – odkrycie,
które zmieniło mój punkt widzenia na mięsopodobne (wegetariańskie) produkty.
Nie dosyć, że smaczne, to jeszcze bogate w białka i inne proteiny pochodzenia
roślinnego. Firma produkuje wszystko do kiełbas, przez burgery, na mielonym
skończywszy. I to wszystko jest naprawdę dobre i przystępne cenowo. Tzn. Że w
cenie paczki kurczaka masz paczkę „kurczaka wegetariańskiego”.
Niesamowicie
urozmaica to dietę i jest świetną sprawą przy kntrolowaniu wagi i próbie jej
zmniejszenia.
Kto mnie zna, ten wie, że jestem typowym mięsożercą. Obiad bez mięsa był dla
mnie jak nie obiad, ale odkąd spróbowałem Quorn, regularnie zastępuje nim
mięso.
4)Kuchnia meksykańska
– wiem, w Polsce też dostępna. W Almie, albo Piotrze i Pawle jest taka
specjalna, pojedyńcza półka na
salsy, tortille, tacosy i inne quacamole. Tutaj to cały regał, który ciągnie
się przez pół sklepu. Nie dosyć,że zachęca do spróbowania czegoś nowego, to
jeszcze robi to skutecznie, a półprodukty są dobre jakościowo i smaczne.
5) Kuchnia azjatycka –
szerokie pojęcie. Znowu zajmuje dużą część sklepu. Od chińskiej, przez tajską,
na japońskiej nie kończąc. Sosy, makarony, curry itd. Ostre i słodko-kwaśne. Dla
każdego coś miłego. Zwróćcie uwagę na ceny. 1£ za 250ml sosu. To teraz
znajdziecie super jakościowo sos używany do kurczaka curry za 5,10zł.
6) Zupy „gotowce” –
super sprawa na szybki i ciepły posiłek w ciągu dnia. W Polsce puszki się nie
przyjęły. Tutaj o miejsce na stole biją się z zupami w kartonach/plastikowych
kubkach, które mają krótszą datę spożycia i z reguły są lepsze smakowo i
jakościowo. Walka stosunku ceny do jakości można by rzec.
7) Grzyby – nie tylko
pieczarki, ale też azjatyckie, o zupełnie nowym dla mnie smaku. Muszę jednak
napisać,że prawdziwka z polskiego lasu albo kurek, to nic nie przebije i są
najlepsze.
8) „Fishcake” –
pamiętacie „talarki kapitana Iglo” z dzieciństwa? Taka ryba w panierce? To
teraz wyobraźcie sobie, że macie takie bajery, tylko w wersji max. Możecie
wybrać, czy to z łososia, dorsza, czy innej ryby i co ma mieć w środku. Nie
chodzi tylko o przyprawy i zioła, ale też sosy i inne bajery. Dla mnie jedna z
ikon angielskich śniadań/brunchy w niedzielę.
I na koniec rzecz,
której nie rozumiałem nigdy. Dlaczego w Polsce warzywa pokrojone i gotowe (np.
na sałatki, do podsmażenia itp) jeżeli nie są w normalnych cenach? Wszędzie
indziej są droższe, ale nie o 200%. Podobnie rzecz się ma z gotowymi kanapkami
i sałatkami, oraz pociętymi owocami, które w Polsce ciągle albo są obrzydliwe, albo
kosztują miliony monet. Te na zdjęciu nie są najlepsze, ale nadal spełniają
podstawowy wymóg – dobry stosunek jakość/cena.
Na samiuteńki koniec tylko nowinka „browarystyczna”. Nadal nie znam
połowy z tych piwa, a połowa, z połowy, którą piłem była pyszna.
I polska półeczka w sklepie, a raczej jej część. (Swoją drogą ciekawe jak dobierają produkty, które tam się znajdują).
Zanim zostanę zalany tekstami z cyklu „w UK się więcej zarabia więc można
lepsze rzeczy w sklepie kupić” oraz „przecież Polskie jedzenie jest najlepsze”
oświadczam, że nie twierdzę, że jest inaczej. Pokazuję tylko smaki, które
dzisiaj podczas zakupów mi „wpadły” do koszyka. Są to rzeczy, które do tej pory
stanowiły albo domenę nieosiągalną finansową, albo wymagały wyjazdu w dalsze
(lub bliższe) nieznane aby ich spróbować. Dla przykładu powiem, że byłem chyba
tylko w dwóch, albo trzech restauracjach w Poznaniu, gdzie mają dobre azjatyckie
jedzenie.
Nie wiem jak wy, ale ja zgłodniałem, a już dawno po kolacji. Jak się spodoba,
to może jakieś przepisy podrzucę. Przy okazji – szukam sprawdzonego przepisu na
szarlotkę. Ma ktoś, coś?