„Kto rano wstaje, temu pan Bóg daje” – przysłowie polskie
Photo from https://www.facebook.com/MFMSingapore |
To tyle słowem wstępu.
Nie wiem kiedy i jak wyrobiłem
sobie mniemanie, że najlepiej pracuje mi się w wieczorem, a najlepiej w nocy.
Wydawało mi się, że tak jest najwygodniej, w końcu nikt nie chodzi po domu, nie
dzwoni telefon, nawet mniejsza ilość przychodzących maili i powiadomień na
Facebook’u sprzyja skupieniu na zadaniu. Po za tym, przecież nie można było
brać się do pracy zaraz po uczelni, lub powrocie z pracy właśnie. W ten sposób
powstał system , według którego podążałem przez całe liceum i cztery z pięciu lat
studiów. Z grubsza polegał ona odkładanie pracy na koniec dnia, faworyzował
przyjemności i powodował mnóstwo stresu. Byłoby nieprawdą, gdybym nie napisał, że pozwolił mi też sporo imprezować i cieszyć się ogólnie rozumianym życiem, a już w szczególności tym "studenckim". Jednocześnie zapewniał mi ok czterech
do pięciu godzin snu dziennie i fałszywe poczucie kontroli nad swoimi
działaniami. Gdyby tylko wtedy to tak postrzegał.
Czas na zweryfikowanie swojej
pracy nadszedł na ostatnim roku studiów, kiedy oprócz zajęć (które odbywały się
tylko dwa dni w tygodniu) podjąłem pracę biurową, oraz zapisałem się na cykl szkoleń
z zakresu kompetencji społecznych oraz umiejętności liderskich. Jednocześnie po
raz pierwszy wyprowadziłem się od rodziców i zamieszkałem z L.
Wtedy jeszcze cały czas myślałem, że system z wykonywaniem
większości pracy w nocy sprawdzi się w nowej rzeczywistości.
No nie sprawdził się.
O ile na zajęciach można było jeszcze być na wpół śpiącym (albo i śpiącym) i
odrobić jakoś stracone godziny, to w pracy było to już nie do pomyślenia,
podobnie na szkoleniach. Równocześnie zauważyłem, że nie jestem w stanie już
skupić się na danym zadaniu o tak późnej porze jak kiedyś. Zwyczajnie między północą i pierwszą w nocy zasypiałem
przy biurku w połowie pisanego zdania.
Mimo wszystko ciągle jeszcze starałem się znaleźć czas na pisanie
pracy magisterskiej/zaliczeniowej i tworzenie prezentacji w Power Poincie pod wieczór, po moim
powrocie do domu (jako że L. dawała wtedy lekcje angielskiego w naszej
kawalerce, to nie miałem możliwości powrotu do domu przed godziną 7 wieczorem,
a czasami później). Jednak termin oddawania kolejnych prac, projektów się
zbliżał, a ja nadal byłem w czarnej…
Właśnie
w tym czasie zacząłem wykorzystywać czas pomiędzy uczelnią/pracą, a powrotem do
domu. Zaprzyjaźniłem się z uczelnianą biblioteką, a raczej czytelnią i to tam
zaszywałem się aby pisać pracę magisterską. Nadal jednak pierwszą rzeczą jaką
tam robiłem było sprawdzenie portali społecznościowych i maila, a wszystkie
bieżące sprawy załatwiałem po powrocie do domu. Mimo wszystko, przynajmniej coś
ruszyłem i zacząłem pisać pracę magisterską. Prawdopodobnie tylko dzięki temu
udało mi się ją oddać na czas i obronić przed absolutorium.
Mój
system dnia zmienił się całkowicie dopiero po przyjeździe do Londynu i
kolejnych przeczytanych książkach (o których wspomniałem w tym
poście). I ciągle jeszcze nie jest on doskonały (co w dużej mierze zrzucam na
karb nieusystematyzowanej pracy w trybie zmianowym), ale powoli pozwala mi
wypełniać założone na dany dzień zadania w planowanym czasie.
Zdaję sobie sprawę, że gdyby ktoś powiedział mi jeszcze
kilka miesięcy temu, a na pewno w zeszłym roku to, co zaraz napiszę, to oceniłbym
to jako neoficki fanatyzm i niepoprawną paplaninę. Mam nadzieję jednak, że
osoba ta nie zraziłaby się tak jak nie zraziłem się ja i systematycznie
wprowadzała zmiany, które jej zdaniem zmienią życie na lepsze.
No bo jak ktoś z Was oceni to, że od dwóch miesięcy wstaję o
6 rano bez względu na to, czy mam tego dnia pracę na rano, czy na wieczór? Większość
osób, gdy im to mówię, patrzy na mnie z wyrazem twarzy mówiącym „nieźle go w tym Londynie posrało”. Tylko, że mnie to kompletnie nie obchodzi. A osoby, które nie chcą
się dowiedzieć o ile lepiej smakuje herbata pita bez pośpiechu i starań o to by
nie sparzyć sobie ust, niech wstają na ostatnią chwilę. Jeżeli ktoś nie pija
herbaty, to kawa również smakuje lepiej – sprawdziłem. W każdym razie wstaję o
tej 6 (przez pierwsze dwa tygodnie była to 5:30, ale było to jednak za
wcześnie) i poświęcam 30 minut na ciągle jeszcze dopracowywany poranny cykl
czynności, stających się powoli moim rytuałem. O sile zwyczajów pewnie jeszcze
napiszę, teraz powinno wystarczyć, że wykonywanie co rano sekwencji znanych mi czynności
zakończonych 15 minutową medytacją pozwala mi zacząć dzień w odpowiednim tempie
oraz zapewnić sobie jeszcze te dodatkowe 30 minut spokoju o poranku.
Wyjątek od tego zwyczaju stanowią dni, gdy zaczynam swoją pracę o 5.30. Wtedy wstaję o 4.
Wyjątek od tego zwyczaju stanowią dni, gdy zaczynam swoją pracę o 5.30. Wtedy wstaję o 4.
No i znowu najczęściej słyszanym pytaniem jest „na kiego
wuja wstajesz bladym świtem?”. A na to odpowiedź jest prosta akurat. Abstrahując
od tego, że nie trawię się śpieszyć z rana, to odkryłem, że rano bardzo dobrze
się wykonuje jedno z zadań, które sobie wyznaczam na dany dzień.
Nie ważne, czy będzie to pisanie tego posta, przebiegnięcie pięciu kilometrów,
czy aplikowanie na minimum 3 stanowiska. Ważne aby zrobić to jeszcze zanim odpali
się maila, Facebook’a i inne zjadacze czasu. Z reguły o tej porze nikt też nie
dzwoni i nie przeszkadza, więc można spokojnie wyłączyć telefon i oddać się
zamierzonej pracy.
Nie wiem czy u innych osób, które
spróbują wcześniejszego wstawania, system ten da taki sam efekt. Mi poprawia on
samopoczucie, startując w dzień z jednym „odhaczonym” zadaniem czuję się
lepszy. A gdy uda mi się zrobić ich dwa, to już w ogóle jest bajka.
Jednocześnie świadomość, że gdy ja już jestem po pokonaniu jednego z „kamieni
milowych” danego dnia w momencie, gdy reszta otaczającego mnie świata dopiero
się budzi jest budująca i pozwala marzyć i planować aby w przyszłości kończyć
wyznaczone zadania do godziny 14 danego dnia i móc cieszyć się życiem, a nie spędzić
je zaprzężonym w kierat praca-dom-sen.
P.S.
W tym, że poranne wstawanie jest ok musi być coś prawdy, jeżeli
w większości języków jest przysłowie wychwalające wczesne pobudki. Sprawdźcie tutaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz