piątek, 22 czerwca 2012

Okólnik powszechny

       "Ostatnie dekady były czasem niebywałego rozmnożenia wszelkich form wyższego wykształcenia i nieprzerwanego wzrostu liczebności zastępów studentów. Tytuł uniwersytecki obiecywał wyśmienite posady, dobrobyt i splendor: pula gratyfikacji rosła wprost proporcjonalnie do stale poszerzającej się liczby osób z dyplomami. Dzięki koordynacji między popytem a podażą, rzekomo z góry ustalonej, gwarantowanej i niemal automatycznej, trudno było się oprzeć uwodzicielskiej mocy obietnicy. Teraz jednak tłumy uwiedzionych zmieniają się hurtowo i błyskawicznie w zastępy sfrustrowanych. Pierwszy raz za naszych czasów, cały rocznik absolwentów staje przed dużym prawdopodobieństwem, a wręcz pewnością wykonywania dorywczych, tymczasowych, i niestabilnych prac, nieodpłatnych „szkoleniowych” pseudo-prac, kłamliwie przemianowanych na „praktyki”  –  wszystko to znacznie poniżej nabytych umiejętności i lata świetlne poniżej poziomu oczekiwań. Albo doświadczają bezrobocia trwającego dłużej, niż zajęłoby kolejnemu rocznikowi absolwentów dodanie swoich nazwisk do i tak niebywale długiej listy oczekujących na pracę" 
Zygmunt Bauman, krytykapolityczna.pl, 27 lutego 2011

            Do napisania tego posta zabierałem się od dobrego tygodnia. Najpierw miało być o tym co to się działo podczas meczu Polska-Rosja, ale rozmowa na Facebook'u uświadomiła mi (jako że była nad wyraz wyczerpująca i w gruncie rzeczy merytoryczna), że nie ma to większego sensu. Następne podejście dotyczyło zwykłego dnia podczas poszukiwania pracy. Nawet, gdzieś w szkicach postów zachowała się jeszcze jakaś nieostateczna wersja tegoż. Obiecuję, że jak dojrzeje (zarówno owa wersja, jak i ja) do tego żeby ją opublikować, to to zrobię.

Jeżeli już ktoś się do mnie odzywa, to najczęściej jednak pyta czy już mam pracę i co porabiam całymi dniami. Tak więc dzisiaj postaram się odpowiedzieć na te pytania. Aczkolwiek bez zbędnych szczegółów.

          Zacząć trzeba od tego, że pracy jeszcze nie mam. Dzień w dzień ślę CV, były jakieś rozmowy przez telefon, spotkania, ale bez większych sukcesów oprócz zakwalifikowania się do kolejnego etapu rekrutacyjnego na staż w firmie rekrutacyjnej. W przyszłym tygodniu idę na kolejne dwie rozmowy, jedna dotyczy pracy w firmie zajmującej się rekrutacją, a druga marketingiem internetowym. Oprócz wysyłania maili z CV i listami referencyjnymi odnowiłem kontakty z ludźmi, dla których wykonywałem jakieś drobne prace dwa lata temu i zaczyna to przynosić efekty. Tutaj coś tam pomalować, tam ogarnąć ogród (który nie był ruszany od czasu kiedy ja się nim zająłem, więc wygląda jak mała dżungla). Niby nie dużo, ale zawsze parę £ wpadnie. 

Co do typu pracy w jaki celuje, to docelowo staram się trafić w branżę administracyjną oraz rekrutacyjną, ale nie ograniczam się i jak brakuje mi jakiś umiejętności, to staram się je szybko nadgonić.


          I tutaj dochodzimy do tego co robię z taką ilością wolnego czasu. Generalnie staram się trzymać ustalonego rytmu dnia, bo inaczej bym się rozleniwił maksymalnie. Poranek, to (jako że mogę sobie pozwolić) wolny start. Kawa, email, gazeta.pl, bbc.com i facebook. Z reguły nie dowiaduję się, że wybuchła 3 wojna światowa, Ziemię zaatakowały zmutowane jaszczurki z innej galaktyki. Raczej, że na Kaponierze wykoleił się tramwaj, Klementyna W. ma kaca po wczorajszej imprezie, a Bartek C. zdał egzamin magisterski i będzie dopiero kaca miał. Czasami zdarzają się super wartościowe info, takie jak to, że może wpadłbym na rozmowę kwalifikacyjną. 

Jeżeli nie mam akurat rozmowy w danym dniu, to staram się sporządzić jakiś grafik z konkretnymi zadaniami (z cyklu wyślę 20CV, odpiszę na maile do tego i owego, oraz skoczę zrobić zakupy). Żeby popracować nad samoorganizacją oraz planowaniem czasu. Z reguły jednak nawet jak nie mam spotkania, to coś do roboty jest. A to trzeba ogarnąć rower (właśnie!! nie wspominałem, odziedziczyłem rower, muszę tylko ogarnąć nowe opony i dętki i będzie jak znalazł, żeby śmigać po mieście, więcej info i zdjęć później), a to ciocia Laury się pyta, czy jej kuzynki byśmy nie odebrali ze szkoły, bo jej coś wypadło. Albo dzień wcześniej się zepsuł prysznic i trzeba nowy wąż do niego kupić. Tak więc zawsze coś się znajdzie do zrobienia.

          Oprócz tego co napisałem powyżej dochodzą jeszcze spotkania towarzyskie. Do tej pory były już:
- urodziny znajomej z Helsinek, co to też do Londynu się sprowadziła
- urodziny wspomnianej już kuzynki Laury
- dzień taty (obchodzony w UK 17.06)
- Jubileusz (ale to tylko dwa dni po przyjeździe tylko)
- dobre chińskie żarło w seczuańskiej restauracji (przy czym fakt, że jedzą tam prawie tylko Chińczycy w ciągu dnia potwierdza w moim mniemaniu autentyczność przyrządzanych tam potraw. Są iście wyborne)
- z dwa razy wybrałem się ot tak, żeby pochodzić, ale jako że głównie tutaj pada, to za dużo spacerów nie uskuteczniam.


          Od poniedziałku do grafiku dziennego wejdzie znowu bieganie, bo udało mi się znaleźć przecenę Kayano 18, które ze 129£ na 66£ przecenili i (o dziwo) mają mój rozmiar. Przyznam, że po 2 miesiącach przerwy z chęcią wrócę do ruszania tyłka na bieganie. W środę z kolei idę na pierwsze spotkanie jednego z tutejszych klubów Toastmasters "Polish your Polish". Może pomoże mi to utrzymać, a nawet poprawić jakość moich wypowiedzi w rodzimym języku, Co do anglojęzycznego klubu, to mam zamiar uzyskać informację na spotkaniu w środę.



          Tak więc jak widzicie drodzy czytelnicy, wasz ulubiony bohater ma się świetnie i dzielnie zmaga się z przeciwnościami losu. Oczekujcie kolejnych odsłon jego przygód w nadchodzących odcinkach.





Tak w ogóle, to gdyby nie fakt, że ten serwis pokazuje statystyki odwiedzin, to nie miałbym pojęcia, że ktokolwiek tutaj zagląda, tak więc jak już nie w komentarzach, to chociaż w mailu dajcie czasem znak, że czytacie.

2 komentarze:

  1. Ulubiony bohater? A kto Ci tak powiedzial? ;) Gala, jak zwykle ambitnie, bez zatrzymywania sie. Nie pojme juz chyba. ;)

    OdpowiedzUsuń