poniedziałek, 26 listopada 2012

Use your brain, not Facebook










Ludzie, czy wy naprawdę wierzycie, że wklejając jakiś bzdurny tekst na swojej Facebook'owej ścianie cokolwiek zmienicie odnośnie praw do tego co publikujecie w portalu?




Czy wy w ogóle czytacie te łańcuszki? Czy wklejając zdanie o tym, że trzeba coś tam opublikować nie przyszło wam do głowy, że jest to rażąco podobne do łańcuszków będących swego czasu plagą komunikatorów takich jak gadu gadu albo tlen? A już najbardziej chyba łańcuszki na śledziku na NK.pl, jeden z głównych powodów usunięcia konta na tym portalu.









I nie ważne, czy dotyczy to praw autorskich czy (nie)otrzymywania wiadomości z (nie)subskrybowanych profili. Zamiast bezmyślnego wklejania takich tekstów przeczytajcie jeszcze raz regulamin użytkowania Facebook'a i spędźcie trochę czasu dostosowując bezpieczeństwo własnych kont do swoich potrzeb. Niedawno pisałem o pilnowaniu tym jak może się skończyć nie pilnowanie swojego wizerunku w sieci. Naprawdę zamiast kopiować nowe statusy zajrzyjcie do ustawień prywatności.  A jeżeli chodzi o zdjęcia, to dodajcie do nich znak wodny/logo i już w dużym stopniu rozwiążecie problem niepowołanego użytku. 



No, to tyle, mam nadzieję, że nie będę musiał już brnąć przez tego typu wiadomości.

Jaby ktoś szukał dokładniejszego wytłumaczenia, to odsyłam do artykułu na gazeta.pl prawie całkowicie skopiowany z wpisu w metro blogs.

Miłego grzebania w ustawieniach prywatnośći.
Ja idę się odstresować przy Relaux



People, do you really believe that posting some silly sentences on your Facebook wall will change anything about your copyrights to the content you have posted there?

Do you even read these texts? Do they not look similar to another hoax which you saw in your email, or other online communicators?

It doesn't matter is it about copyrights or being (un)able to (not)get notification from (not)subscribed profiles. Instead of copy-pasting a new status, read the Facebook policy on which you agreed during setting up your account and spend some time adjusting the security settings on your profiles. A few days ago I was writing what can happen when you don't take care about your online images. I repeat again, instead of copying wall posts, have a look at your privacy settings. And when it comes to photos, add a watermark/logo. It should mostly solve the problem of Facebook or associated companies using them without permission.

That's all today. I hope that I won't have to go through all those messages again tomorrow.

If any one was looking for more information it can be found here.

Wish you luck with the privacy settings.
I'm going to relax with Relaux.


niedziela, 25 listopada 2012

It's time to Rela(u)x.



Od liceum właściwie pracowałem i uczyłem się w ciszy. Lepiej mi to wychodziło i mogłem się skupić na tym co robię, a nie na słowach/melodii znanego utworu. Co innego gdy szedłem spać, wtedy cisza była nieakceptowalna. 

Na szczęście ludzie się zmieniają. Dzisiaj częściej pracuję z muzyką w tle, a wieczorem się wyciszam i kulturnie zasypiam ( w ciągu jakiś 5 sekund).  Na szczęście, bo pewnie inaczej nie odkryłbym Relaux. A bez tego byłbym pozbawiony muzyki, która umila mi większość czasu spędzanego w domu. 


Nie pamiętam jak dowiedziałem się o Relaux. Wydaje mi się, że był to wpis na Twitter'ze, ale głowy sobie uciąć nie dam. Ważne, że w jakiś sposób stał się stałym kafelkiem mojego ekranu powitalnego w Chrome. W sumie jest chyba jedną z pierwszych stron, które odpalam.

Przy okazji, zna ktoś nakładkę na Chrome, która przy uruchomieniu przeglądarki automatycznie uruchamia ustalone strony + Awesome New Tab Page (do pobrania w Chrome web store)?

No dobra, czym w ogóle jest Relaux? Otóż jest to strona zawierające listy z utworami muzycznymi. Co więcej, dzięki temu, że są one stworzone w My Cloud Player mamy możliwość ich odtwarzania bezpośrednio ze strony. Jej fundatorem jest Will Dickey, który opisuje ją jako "stworzoną w celu dostarczenia dobrej jakościowo muzyki w celu ulepszenia naszych codziennych doświadczeń. Niezależnie od tego czy studiujesz, czytasz, piszesz, stresujesz się, płaczesz, śmiejesz, jesz, medytujesz, lub nie robisz nic..." 




Muzyka jaką tam znajdziecie jest przeróżna, jednak 90% to super brzmienia. Dla mnie na czele rankingu są dwie składanki: Odesza: summer's gonne oraz songs of synesthetes. Szczególnie ta druga lista jest wyjątkowo dobra.
Jedyny minus jaki znalazłem do tej pory, to stosunkowo rzadka aktualizacja, ale przy tej ilości list nie powinniście się znudzić przez dłuższy czas.

Do mnie, oprócz wszystkiego co powyższe, przemawia jeszcze fakt, że nie trzeba płacić za odsłuch tych kawałków. A niektóre można nawet ściągnąć za darmo i całkowicie legalnie.





Have you ever needed music which could be played in the background and does not disturb you during writing, learning, meditating, reading or just simply doing nothing? Are you bored with the tracks that you have in your library? You don't won't to steal music and don't want to spend money on a new album? If the answer to any of these questions is "yes", then I have found the solution.

Since high school I have been working and studying in as quiet environment as it was possible. It was helping me to stay focus on my work rather than on the lyrics or melody of the track I knew. It was different when I was going to sleep. Then silence was unacceptable. 

Today, mostly I'm working with some music in the background and in the evening just calming down before going to sleep. This is good, because otherwise I wouldn't have discovered Relaux.

I don't remember how I got to know about Relaux. I think, I got the link from Twitter. The important thing is that since that day, it became a permanent tile on my welcome page in Chrome and one of the first websites I open.

By the way- Does any one know any app or extension for Chrome which allows certain websites to open up when you start Chrome? It would be perfect if it cooperates with the Awesome New Tab Page app (to download from the Chrome web store)

But what is Relaux ? It's a website with music playlists. Because the lists are created in the My Cloud Player we can play them directly from the website. The founder of Relaux, Will Dickey, describes it in these words: "a website designed for you with the intention of delivering quality music to enhance your everyday experience. Whether you are studying, reading, writing, stressing, crying, laughing, eating, meditating, or doing nothing, Relaux will remind you that everything is perfect just how it is."

The music varies, 90% is very good though. In my top playlists the highest positions belong to summer's gone  and songs of synesthetes, especially the second one is very good.
The only downside I found so far is small amount of updates, but with the amount of music on the website you shouldn't get bored any time soon.

There is one more thing important to me: listening to music on relaux as well as downloading some of the songs is absolutely free. And it's legal.


It's time to rela(u)x - try it.



czwartek, 22 listopada 2012

A Ty, czy pilnujesz swojego wizerunku?


Od wczoraj polski świat mediów społecznościowych obiega reklama produktu kosmetycznego, którego twarzą została Natalia Siwiec. Wszystko niby ok. Wszak celebryci, aktorzy czy inni sportowcy biorą udział w kampaniach reklamowych na codzień, również Natalia Siwiec zaczęła ostatnio promować swoim nazwiskiem markę BeautyLab. Problem jest w tym, że sam produkt służy do wybielania miejsc intymnych. 

W tym miejscu chcę zaznaczyć, że do wczoraj nie byłem świadom istnienia takiej persony jak pani Siwiec. Teraz wiem, że może wynikać to z tego, że nie byłem w Polsce podczas EURO 2012, bo chyba wtedy o niej się głośnej zrobiło. Niemniej odniosłem wrażenie, że sama Siwiec jest znana z tego, że jest znana (operatorzy kamer i fotografowie na EURO poświęcili dużo czasu robiąc zdjęcia jej biustu), a także, że od dłuższego czasu bierze udział w sesjach do magazynów takich jak Playboy, Maxim itp. Zdarzyło się też jej brać udział w różnego typu konkursach piękności. Jeżeli ktoś byłby zainteresowany, to w tym artykule może znaleźć więcej informacji. 
Również do wczoraj nie miałem pojęcia o tym, że "krem rozjaśniający do wrażliwych, wstydliwych miejsc: pach, sromu i odbytu" może w ogóle istnieć. Słyszałem co prawda, że w Tajlandii mają odbite na punkcie wybielania skóry, ale zakładam, że produkt będący w sprzedaży na allegro nie ma być kupiony przez prawie białolice Tajki, które muszą się wybielić jeszcze odrobinę tu i tam. Jednak już pierwsze wyniki z Google pokazują, że jednak zapotrzebowanie na krem jest (albo producenci starają się nam wmówić, że jest). Ilość pytań n forach może nie jest olbrzymi, ale wystarczająca żeby stworzyć popyt. A jakby ktoś był zainteresowany, to tutaj jest oferta pewnego spa w województwie mazowieckim, które wysmaruje twoje intymne miejsca za ciebie.


Wracając do sprawy reklamy. Kwestia o tyle kontrowersyjna, że Natalia Siwiec musiałaby być bardzo zdesperowana aby zgodzić się na reklamę tego produktu.  Sama zainteresowana opublikowała na swoim profilu na Facebook'u dementi  jakoby nie zgadzała się na wykorzystanie nazwiska oraz wizerunku do promocji tej marki. Wydawałoby się, że kwestia jest prosta. Pani Siwiec poda producenta kosmetyków do sądu, wygra stosunkowo prostą sprawę i dostanie za to kasę. Wszystko byłoby ok, gdyby nie fakt, że...
Jeżeli zwrócicie uwagę na to zdjęcie, to zauważycie, że tam nie ma nic z cyklu "Polecam - Natalia Siwiec", albo "Natalia Siwiec - Naprawdę działa". Jej nazwisko nie pojawia się w reklamie nawet przez sekundę. No i tutaj dochodzimy do kwestii wizerunku, bo to, że zdjęcie przedstawia Natalię Siwiec, nie może zostać poddane dyskusji. Otóż okazuje się, że jest to stock, czyli fotografia, którą każdy może zakupić za kilka funtów ze strony Peopleimages. Co więcej licencja pozwala na wykorzystanie tej fotografii w celach reklamowych. W tym wypadu jakakolwiek sprawa sądowa o bezprawne użycie wizerunku nie może mieć miejsca.

I tutaj dochodzimy do kwestii kluczowej w dzisiejszym wpisie. Ile razy umieściliście wasz wizerunek w internecie? Korzystacie z galerii w Facebook'u, Picasy od koncernu z Mountain View , czy DeviantArt? Czy kiedykolwiek braliście udział w sesji fotograficznej, po której zrzekaliście się praw do zdjęć w zamian za profesjonalne portfolio? Jeżeli tak to przypomnijcie sobie jakie ustawienia prywatności macie ustawione na Facebook'u i w Picasie oraz co zawierał regulamin innych serwisów z waszymi zdjęciami. Do tego przejrzyjcie umowy z ewentualnych sesji zdjęciowych. Chyba nie chcecie by kiedyś wasza twarz promowała coś, z czym niekoniecznie byście chcieli być kojarzeni.

Jeszcze ostatnia rzecz. Moim zdaniem jedynym wygranym w tej kampanii reklamowej jest producent. Ma darmowy szum medialny. Wizerunek produktu jest rozpowszechniany poprzez Facebooka, Twittera i inne kanały multimedialne, pojawia się również na stronach odwiedzanych przez tysiące internautów. Tak więc, ktoś, kto wyszukał zdjęcia Natalii Siwiec i użył ich w reklamie powinien dostać solidną premię.
Poniżej reklama owego specyfiku, a co, może ktoś się zastanawia nad wybieleniem pach, albo...


poniedziałek, 19 listopada 2012

I ja też tam będę!


Dzisiaj na blogu Natalii Hatalskiej opublikowano badanie Blogosfera 2012. Badanie opinii marketerów na temat wizerunku blogerów, reklamy na blogach i przyszłości działań reklamowych w blogosferze. 

Oprócz tego, że jest to całkiem dobrze opracowany raport, to urzekła mnie jakość wykonania, a jeszcze bardziej forma płatności. Otóż za pobranie raportu trzeba zapłacić... lajkiem, postem, tweet'nięciem. Czyli krótko mówiąc, podzieleniem się informacją o badaniu. Jest to nie tylko fajne, ale też ważne. W końcu jest to pierwsze tego typu badanie w Polsce i w ten sposób rozpowszechnia się informację. 
Przyznam się, że nie miałem pojęcia o takiej formie płatności aż do dzisiaj i naprawdę jestem nią zachwycony. Social Media są w ten sposób wykorzystane dokładnie tak, jak powinny być – do dzielenia się wartościową informacją.

Mam nadzieję, że raport ten będzie stanowił zachętę do nawiązywania współpracy z bloggerami. A to da szanse dołączenia do takich osób jak Tomek Tomczyk, Maciej Budzich, czy właśnie Natalia Hatalska osobom piszącym o niszowych tematach, mniej znanym, którzy dopiero zaczynają prowadzić blogi (Tak, tak. Mam też na myśli siebie).

Przyznam, że wyniki mnie zaskoczyły, ale o tym chętnie podyskutuję z tymi, którzy przeczytają, albo chociaż przejrzą raport.


niedziela, 18 listopada 2012

Why it's not how I promised./Dlaczego nie jest jak obiecałem.



Krótko o tym, dlaczego nie jest tak, jak miało być, czyli częściej, a krócej.

Sprawa wygląda tak, że wziąłem się za projekt, który będzie skierowany do większości z was. Na razie za dużo nie zdradzę, powiem tylko, że i o rynek pracy i o studentów i o bezrobocie chodzi. Praca nad nim zajmuje mi większą część wolnego czasu, tak więc z pisaniem krucho było.

Niemniej jednak projekt, to nie wszystko i dzisiaj po obejrzeniu meczu Lech-Legia udałem się na Craven Cottage w celu obejrzenia meczu Fulham-Sunderland. Pech chciał, że zarówno Lech, jak i Fulham się nie popisało i przegrało 1-3.
Niemniej zabawa była dobra, szczególnie, że siedziałem w neutralnej części stadionu zdominowanej jednak przez kibiców Sunderland (głośnych kibiców).

A teraz wracam do projektu żeby uraczyć was czymś specjalnym już niedługo.

Aha! Widziałem, że tekst o klopsach był czytany często i jestem ciekaw, czy ktoś spróbował przepisu? Jak tak, to dajcie znać czy smakowało.


Shortly- why I'm not writing as often as I promised to do.

Simply I have started a project which will involve most of you. I won't say too much now, but it will be about the job market, students and unemployment. Anyway, the project doesn't leave me much free time, so I haven't been writing a lot recently.

However, I did find time to watch some matches today... I watched the match between Lech Poznań and Legia Warszawa and afterwards went to see Fulham vs. Sunderland at Craven Cottage. Unfortunately both, Fulham and Lech lost 1-3. Even though Fulham lost, it still was fun, especially as I was seated in the neutral area which was, surprisingly, dominated by Sunderland fans. 

Now I'm going back to do some more work on the project, so I'll be able to show you the results soon.

And one more thing!
I saw that the klopsy recipe was read a lot and I'm wondering did any of you make them over the weekend? If yes, let me know how it was and did you like it.

czwartek, 15 listopada 2012

Jakież to było mielone!/What a minced meat!


Podczas ostatniej rozmowy telefonicznej Mama wspomniała, że zrobiła klopsy z kaszą gryczaną No i stało się. Blog nie kulinarny, a dzisiaj będzie o mielonce. A właściwie o mielonym, tylko, że innym właśnie. Takim stylizowanym na zdrowsze. Jako, że na Putney Bridge Road polskie klopsy przyjęły się nadzwyczaj dobrze już jakiś czas temu, postanowiłem dalej poeksperymentować z mięsem mielonym.

Szukając przepisów, na których mógłbym się wzorować trafiłem na bloga kulinarnego Lepszy Smak, którego autorka przedstawiła przepis na kotlety mielone z kaszą gryczaną i sosem grzybowym. Przepis przypadł mi do gustu, lecz postanowiłem go trochę zmodyfikować i wrzucić tutaj razem ze zdjęciami. Poszczególne kroki są opisane zarówno po polsku, jak i angielsku zaraz przy zdjęciach, tak więc każdy będzie mógł spróbować przyrządzić to, moim zdaniem, pyszne danie.



During the recent phone call to my Mum, She mentioned that last weekend she made Polish meatballs called klopsy. She makes them by mixing minced meat with buckwheat. It inspired me to make my own version of this meal and, as I decided to make photos during the process of making it, this post will be a tutorial of how to make them. It's not a food blog, but today the main character here is minced meat.
Klopsy has already been eaten here, at Putney Bridge Road and everyone seemed to like them. The process of making them is described below in both Polish and English and accompanied by photos so everyone would be able to make this delicious meal.





Składniki:

Klopsy:
500g mielone indyka
2/3 woreczka kaszy gryczanej
3 średnie cebule
1pszenna bułka
4-6 ząbków czosnku
1 jajko kurze
oliwa
bułka tarta (drobna!) tak na oko ok 1/3 szklanki
przyprawy i zioła do smaku: sól, pieprz, bazylia, kolendra, majeranek, czosnek granulowany, przyprawa do mięsa mielonego (ja korzystałem z takiej)

Sos:
250g pieczarek (lub innych grzybów)
śmietana zastąpiona przeze mnie serkiem Super Light Philadelphia (tak 1/3 opakowania)
mleko (do rozrzedzenia sosu)
oliwa
przyprawy (bazylia, oregano, sól, pieprz)

Ingredients:


Klopsy:
500g of lean minced turkey
2/3 (ok. 60g) of roasted buckwheat
3 medium onions
1 wheat roll
4-6 cloves of garlic
1 egg
olive oil
breadcrumbs (finely grounded) 1/3 glass
spices and herbs: salt, pepper, basil, coriander, majoram, garlic powder, minced meat spice (I used this one)

Sauce:
250g of chestnut mushrooms (or any of your choice)
single cream (I used Extra Light Philadelphia instead - around 1/3 of packet)
milk to thin down the sauce
olive oil
pepper,salt, herbs of your choice (basil, oregano)

KLOPSY







Zagotowujemy wodę i wrzucamy do niej kaszę na 15-17 min


Bring water to the boil and immerse buckwheat for 15-17min
















Obieramy i drobno siekamy cebulę.
Dodajemy do mięsa i wymieszać


Peel and cut onions. Add to the meat and mix it.




Obieramy i drobno kroimy czosnek. Dodajemy do masy.


Peel and chop the garlic. Add to the mixture





Zalewamy bułkę wrzątkiem i odstawiamy na 10 minut. Następnie dokładnie odcedzamy i dodajemy razem z ugotowaną kaszą do mięsa i cebuli.


Soak the roll in boiled water for around 10 min. Afterwards put into strainer and drain thoroughly. Add to the bowl with meat and onions. Add cooked buckwheat.


Dodajemy oliwę, jajko oraz przyprawy i zioła. Dokładnie mieszamy.




Add olive oil, egg, herbs and spices. Mix everything well.












Rozgrzewamy patelnię i lejemy oliwę. Na talerz wysypujemy bułkę tartą. Z masy tworzymy małe kulki i obtaczamy w bułce tartej. Polecam mieć zwilżone dłonie, mięso nie klei się tak do palcy. Klopsy smażymy z obu tron na brązowo.


Heat up a pan and add olive oil. Put breadcrumbs on a plate. Make small balls from the mixture and roll on the plate to cover in breadcrumbs. Fry until brown.
I suggest to have wet hands so the mixture does not stick to your fingers.


Po smażeniu przekładamy do naczynia żaroodpornego i przykrywamy folią aluminiową. Wkładamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni na pół godziny.



After frying, put all klopsy into a heatproof dish and cover with tin foil. Roast them in the oven heated to 180 degrees for about 30 min.








SAUCE




Kroimy cebulę i siekamy czosnek. Podsmażamy razem z grzybami i przyprawami aż do odparowania wody. Dodajemy Philadelphi'ę i gotujemy pod przykryciem przez 10 min na wolnym ogniu. W razie potrzeby dolewamy trochę mleka w celu rozrzedzenia sosu.


Chop onions and garlic. Fry with mushrooms and spices until water evaporates. Add Philadelphia and simmer under cover for 10 min on a low heat. Add a little bit of milk to the sauce if too thick.




Serwujemy z ziemniakami i ugotowanym w całości kalafiorem.

Serve with steamed potatoes and boiled cauliflower. 



Smacznego!
Bon apétit!










poniedziałek, 12 listopada 2012

Bieg z przesłaniem-MoRun/The run with the message-MoRun




Wczoraj w Polsce oprócz marszy, zadym, prowokacji, parad, no i jedzenia rogali świętomarcińskich wystąpiła jeszcze jedna forma celebrowania Dnia Niepodległości. Były do biegi, które odbyły się między innymi w Warszawie i Gdańsku. Z racji tego, że marsze mnie nie interesują, zadym i bójek z policją nie znajduję wartymi marnowania czasu, paradę widziałem dzień wcześniej (i to z daleka), a rogala nie udało mi się dostać, to pomyślałem sobie, że chociaż w biegu pobiegnę. Biegu z okazji odzyskania przez Polskę niepodległości w Londynie oczywiście nie znalazłem, ale odbył się wczoraj bieg związany z Movember, o którym pisałem wyjaśniając dlaczego zapuszczam wąsa. Przygotowując się do ambitnego pobicia 10 kilometrów poniżej w 50 minut uznałem, że Bieg w Battersea Park będzie świetną okazją na sprawdzenie siebie samego w połowie przygotowań. Oczywiście, wybór mój był podyktowany głównie ideii biegu.

Do Battersea Park przyjechaliśmy ok 9.10, co okazało się być zdecydowanie za wczesną godziną. Było zimno i czekanie na ustawianie się na linii startu było uciążliwe. Niemniej na miejscu było mnóstwo osób, które ewidentnie miały świetną zabawę wybierając swój strój. Czekając na godzinę 10 widziałem minimum 3 Hulk’ów, 2 Power Rangers’ów, strażaka, kilku facetów poprzebieranych za kobiety a to tylko mała liczba z tych, którzy się przebrali. Do tego panie startujące w biegu, tzw. MoSistas prawie co do jednej miały sztuczne wąsy okazujące wsparcie dla idei. Jednym słowem było całkiem wesoło. Jedyny minus, to kobieta prowadząca całą imprezę, zwyczajnie nudziła i nie umiała wykrzesać za dużo aktywności z uczestników. Moje dotychczasowe doświadczenia pokazują, że niezwykle ciężko znaleźć takiego wodzireja na imprezie sportowej, któremu by się to udało.

Przyznam, że szedłem na bieg z poczuciem, że nie będzie dobrze. Ewidentnie nie chciałem dać ciała i pobiec turbo wolno, a więc powyżej 30 min. Jednak zarówno Laura, jak i Sue i John, którzy przyjechali ze mną na trasę, bardzo mnie wspierali. John wspomniał nawet coś o tym, że byłoby dobrze zrobić to poniżej 28 min, co, nie ukrywam, wywarło na mnie presję.
Sam bieg odbył się bez problemów, aczkolwiek już po 1km wiedziałem, że przegiąłem z tempem i musiałem zwolnić. Udało mi się uniknąć tłumów poprzez ustawienie się blisko linii startowej, a mijający mnie biegacze tylko motywowali do utrzymania lub podciągnięcia tempa. Pewnie dlatego udało mi się ukończyć bieg z życiowym rekordem na 5 km. Gdy zobaczyłem na zegarku czas 00:25:53, to nie wiedziałem do końca jak to się stało i jednocześnie byłem z siebie cholernie zadowolony.
Po biegu każdy otrzymał pamiątkowy medal, napój oraz kanapkę z MoWozu sponsorowanego przez producenta przepysznego HP Sauce.

Podsumowując sam event był dobrze zorganizowanym, małym (wystartowało ok 600 z 800 osób) biegiem ze świetnym motywem przewodnim wspierającym wartościową inicjatywę. Wynik był przysłowiową wisienką na torcie i utrwalił mnie w przekonaniu, że warto biegać dalej, bo może się uda złamać założony na 10 km. czas. Poniżej kilka zdjęć (ciągle czekam na zdjęcia od organizatora), które udało się zobić Laurze.

Yesterday in Poland, despite the marches, social riots, police and hooligans provocations as well as eating Rogale Świętomarcińskie , there was another form of celebrating Independence Day. Runs of Independence took place in a few cities, including Gdansk and Warsaw. Because of my lack of interest in marches, fights with police and no possibility of getting real St. Martin's Croissant, I decided to celebrate the anniversary of getting independence by taking part in a race. Also it was an opportunity to participate in an event connected with my Mo and Movember movement 

We arrived at Battersea Park around 9:10, which was way too early. It was cold and waiting for the start was not nice at all, although the atmosphere was getting better and better with more people coming. A lot of them dressed up. Waiting for the start I saw 3 Hulks, 2 Power Rangers, a fireman and a few men dressed as women. Obviously all of them had a moustache, fake or real (including a lot of women - MoSistas). It would be better if the host was more entertaining. She was boring and could not communicate with the runners. So far my experience is that it is really hard to find the right person to host a sports event who would interact with participants at a good level.

I have to admit that my feelings about the run were not good. I wanted to give my best and not screw it up, which I thought would be with a time over 30 min. Luckily, I had great supporters in Laura, Sue and John who came to the park with me. Although when John mentioned about making it under 28 min I was petrified. 

The run itself was good, even though I knew after the first kilometre that I was running too fast. By starting close to the front of the race I avoided crowds and was able to improve my time on the second lap. Because of that I managed to finish the race with my personal best - 25min 53 secI have to say that I was as pleased as I was surprised.

After the race everyone got a medal and a drink and bacon sandwich from the Motor Truck sponsored by the producer of HP sauce

Summing up: the event was a well organised, small (600 people run of 800 registered) race with the great idea of supporting Movember. My result was just the icing on the top of it and gave me motivation to carry on my training for finishing 10k in 50 min. 

Photos below were taken by Laura who supported me all the way.











czwartek, 8 listopada 2012

(Nie)Najlepsza kawa na Putney/(Not) The best coffee in Putney



Dzisiaj zupełnie przypadkowo, podczas przygotowań do czegoś, o czym będziecie mogli przeczytać dopiero za jakiś czas, poszedłem na kawę. Niby normalne nie? A jednak nie. Kawa ta miała być jedną z najlepszych na Putney, a okazała się... no właśnie nienajlepsza.

Z zewnątrz kawiarnia prezentuje się świetnie. Jasno i przestronnie. Do tego pachnie kawą już na ulicy. Jednak gdy wchodzi się do środka jest już trochę gorzej.

Pierwsze co zraziło mnie do Artisan cafe, to muzyka, która dosłownie powalała zaraz po wejściu. Nie umiem powiedzieć nawet co puszczali, ale zdecydowanie puszczali to za głośno. W czasie jak piłem swoją kawę dwie kobiety zrezygnowały z wejścia, bo bały się, że im się dzieci w wózkach pobudzą. Wystarczyłoby trochę ją ściszyć i byłoby już zupełnie inne wrażenie.





Generalnie założenie było takie, że pójdę na kawę i nadrobię zaległości czytelnicze, ale niestety i tutaj przyszło mi się zawieść. Brak miejsca jest normalny, ale nie gdy wynika on z tego, że jest brudno na stoliku i nie za bardzo jest gdzie położyć książkę/czytnik. Niemniej wnętrze jest przyjemne. Ciekawie zaaranżowane i przestronne. Jedyne czego mi brakowało, to jakiegoś fotela, no ale rozumiem, że nie takie założenie tej kawiarni aby przyciągać ludzi siedzących całymi dniami. Bardzo spodobały mi się lampy. Prosty pomysł, a całkiem fajnie wygląda. Jeszcze lepsze były stołki przy barze ciągnącym się wzdłuż okna. Proste siedzenie obłożone materiałem pozyskanym z worków po kawie. Ciekawy styl, dodający "smaczku" do miejsca.





















Oszołomiony muzyką, zamówiłem duże late i udałem się do okna, gdyż tylko tam było czysto. Kawę podano mi do stolika (okazała się taka.. no średniej raczej wielkości) i mimo, że zamawiałem na wynos, to dostałem w papierowym kubku. Wiem, że czasami kubków brakuje, w Starbucks'ie zdarza się to namiętnie (Niemniej w sieciowych kawiarniach nigdy nie biorę szklanych kubków, gdyż standardy ich mycia nie należą do najwyższych, więc mnie to tak nie drażni), jednak gdy płacę za kawę 2,5 funta i gdy ją dostaję, to okazuje się wcale nie taka duża, a do tego w papierowym kubku, to niestety miejsce traci u mnie punkty.
Kluczowy jednak dla kawiarni miał być unikalny smak podawanej przez nie kawy. Nastawiłem się na pyszną latte, z lekko spienionym mlekiem na samej górze mleczno-kawowego napoju. A tutaj... Piana na 1/3 kubka i kawa, która jest i owszem lepsza od tej w Starbucks'ie, ale już z Costą przegrywa.



 Kawa zaczęła się dopiero w tym miejscu... Wcześniej była tylko piana...

Reasumując. Zawiodłem się. Lubię kawę i uwielbiam się relaksować z książką i kawą w ręku. Pijąc kawę "na mieście" oczekuję, że będzie naprawdę dobra. Szczególnie gdy jest to marka,która wyrobiła sobie całkiem silną pozycję wśród klientów.

Nie wiem czy dam temu miejscu jeszcze jedną szansę, podobno mają dobre jedzenie. Ale kawę też mieli mieć dobrą.

Byłoby super gdyby okazało się, że ten jeden raz był tylko wypadkiem przy pracy. W końcu mam blisko i chętnie bym się czasem wybrał w inne miejsce niż te, które zwykłem odwiedzać. Tymczasem poprzestanę na taniej (bo zniżka) kawie w Starbucks'ie, albo przy Coscie.
-------------------------------------------------------------------------------------------




Today I went for coffee. Sound boring? It would be if it wasn’t meant to be one of the best coffee shops in Putney, which turned out to be… not the best.

From outside the café has great presentation; bright and spacious. In addition to this, you can already smell coffee in the street. However, the good impression fades once you enter.

The first thing which put me off the place was the music, which was way too loud and was overwhelming. During my short stay there, two women with babies decided against entering the shop in case the music would wake them up. Turning down the music would make a huge difference and it’s not a big deal is it?

The idea was to get a coffee and catch up with the books I bought months ago. Unfortunately the place disappointed me with that as well. A lack of sitting space is normal, especially during rush hours, however not being able to find a space because of dirty mugs and plates can’t be explained by that. However, the store décor is nice; they have kept it minimalistic, which I prefer.

The stools, covered in the fabric from used coffee beans bags, gave the place character and although a simple idea, looked impressive.

A little bit lightheaded from the music, I ordered a large latte and went to have a seat by the window table, as it was the only place which was tidy. The coffee was served to the table (which is nice and I would not expect it) but… it was not large at all. I’m probably spoilt by the coffee sizes in chains but £2.50 was a bit too much to pay. That and serving it in a paper cup instead of a china mug (although I prefer paper cups in coffee shop chains as their cleaning standards are very low) made me wonder what made people like this place.

The answer I found on the internet was the unique taste of coffee. However, when I got coffee it appeared to be filled with coffee only in 2/3 and the rest was just froth. And even the taste of the coffee, better than in Starbuck’s, was worse than in Costa.

Summing up, I was disappointed. I like coffee and I love to relax with a coffee and a book. When I’m going to have a coffee out of my home I expect it to be really good. Especially when it’s a café which has won awards and its coffee was recommended on various websites. On this particular occasion, Artisan failed in terms of drinks and tidiness. I liked the design of the place though.


I don’t know if I will give another chance to this place. It would be great if this was a one-off bad experience, as it would be nice to have a less commercial place to go near the place I live. Unfortunately this experience will keep me in places like Starbucks (only as I have a discount) and Costa (because of their coffee).