Leciałem dwa
dni temu do Katowic. Ze względów finansowych wybrałem Ryanair’a jako przewoźnika. Dzisiaj pewnie bym już tego nie zrobił, bo wprowadził on od
30.11.11 nową opłatę, która zrównała go w cenach z Wizzair’em, który świadczy
znacznie lepsze usługi i pozwala na zabranie większego bagażu rejestrowanego. A
właściwie nie wiem, czy bym nie zrobił, bo poniedziałkowy lot mile mnie
zaskoczył.
Generalnie
wszystkie moje dotychczasowe loty do/z Londynu wyglądały podobnie. W jedną
stronę polscy pasażerowie narzekają, że drogo znowu będzie, że ten funt, że
królowa, a czasami Beatels’i. W drugą, że smród , kiepskie drogi no i co znowu
Donald z Jarkiem odstawiają. A po za tym, to jeszcze Smoleńsk i Rosjanie w tle.
I nawet nie macie pojęcia jak bardzo jest to denerwujące. Kominek opublikował niedawno
tekst o tym jak Polacy zachowują się w samolocie. No i podpisuję się pod nim obiema
rękami i nogami. No bo jak ktoś lecąc o 7 rano zalewa się w trupa (najpierw
łojąc browary przed odprawą, bo przecież w podręcznym się nie da przenieść na
pokład), to nijak dobrze nie świadczy. Do tego w ciągu kilku minut stania w
kolejce do nadania bagaży widziałem 4 osoby wykłócające się z obsługą, że
przecież mają jedną sztukę bagażu podręcznego, a ten laptop/torebka/aparat, to
się nie liczy. Ludzie! Czy aż tak ciężko zrozumieć słowa „jedna sztuka bagażu
podręcznego wliczając w to laptopy, torebki, aparaty i produkty nabyte w
bezcłowym”? Do tego komunikat ten jest podawany w kilku językach, więc nie ma
bata – zrozumieć trzeba. No najlepszy był facet, który chyba swój monopolowy
chciał zaopatrzyć, bo kupił 5 siatek z alkoholem po odprawie i nijak nie miał
szans na zmieszczenie tego w, i tak wypchanym do granic możliwości, bagażu
podręcznym.
Jednak wczorajszy
lot był inny. I nie dlatego, że nagle Ryanair stał się liniami na miarę Emirates. Po ostatnim locie zauważyłem, że przez fakt zwracania uwagi na innych
podczas lotu, sam napędzam swoją złość. No bo co obchodzi mnie, że ktoś jest tępym, wiecznie narzekającym idiotą?
Dlaczego denerwuje mnie wstawanie na busa o 4:30, jeżeli jest to mój wybór
podyktowany lepszą ceną lotu bladym świtem? Jedyne co się nie zmienia, to
dyskomfort podczas opłacania wszelkich ekstra kosztów na stronie przewoźnika.
Ale na to rady nie ma, jeżeli lata się „tanimi” liniami. Albo podręczny, albo trzeba słono bulić. Nie da się też uniknąć
oczekiwania na wejście na pokład po nadaniu bagażu. Można za to nie stać jak
taki ciołek przez 55 min. w kolejce przed bramką. Przecież po wprowadzeniu
dodatkowych opłat i obowiązku rezerwacji (ach te „tanie linie”) siedzeń przy wyjściach
ewakuacyjnych, które mają więcej miejsca na nogi, nie ma znaczenia czy wejdzie
się na pokład jako pierwszy, dziesiąty, czy setny. A i tak za każdym razem
jestem świadkiem wydarzeń jak podczas amerykańskich wyprzedaży. Aż się
zacząłem zastanawiać, czy Polacy jako naród nie mają wrodzonego „syndromu
kolejkowego” po dekadach stania po mięso, czy inne buty.
Wczoraj wchodziłem na pokład jako ostatni.
Dało mi to dodatkowo prawie godzinę, podczas której mogłem w wygodnie czytać. A
po wejściu na pokład okazało się (miałem na to cichą nadzieję), że siedzenia
zaraz przy frontowym wejściu są wolne i obsługa samolotu pozwoliła je zająć ot
tak, bez żadnych dodatkowych opłat. Oznaczało to, że opuściłem pokład jako
pierwszy i ominąłem kolejkę przy odprawie paszportowej, a potem wygodnie mogłem
usiąść i czekać na bagaż. Dodatkowo wyłączyłem się z wysłuchiwania narzekań i
uwag odnośnie lotu (który był naprawdę przyjemny: mało turbulencji, tylko jedno
płaczliwe dziecko i brak zbyt rozochoconych alkoholem rodaków), oraz wspomnianej
już kolejki do okienka celnika. Jedyny raz kiedy podniosło mi się ciśnienie, to
gdy w kawiarni na lotnisku musiałem wysłuchać pewnego idioty strofującego
obsługującą go kelnerkę za nieposprzątany stolik. Zamiast poprosić o zebranie
naczyń (lub zebranie tej filiżanki i talerzyka do lady) musiał na głos ją
zrugać i poprawić tekstem, „że w Londynie byłoby to nie do pomyślenia”. Jest to
oczywiście bzdura, wszędzie jest to do pomyślenia, szczególnie przy dużej
ilości klientów. A facet był zwykłym
chamem, ot co. Na moją uwagę, że mógłby
być trochę grzeczniejszy nie odpowiedział tylko rzucił „kurwą” albo innym
„przerywnikiem” pod nosem i poszedł do swej blond lubej w białych kozakach.
W każdym razie
chodzi mi o to w tym wpisie, bo jeszcze tego nie wyartykułowałem, żebyście nie
przejmowali się innymi. Żeby uodpornić się na deblizm i chamstwo. Przy czym
trzeba tępić to drugie jak tylko jest taka możliwość.
Bądźmy pozytywni. Jeżeli dokonujemy wyboru, to starajmy się nie szukać tłumaczenia „bo musiałem”. Niewiele w życiu musimy. W zasadzie to musimy tylko jedno. Gdy to zrozumiecie życie stanie się dużo łatwiejsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz