Wczoraj w Polsce oprócz marszy, zadym, prowokacji, parad, no i jedzenia rogali świętomarcińskich wystąpiła jeszcze jedna forma celebrowania Dnia Niepodległości. Były do biegi, które odbyły się między innymi w Warszawie i Gdańsku. Z racji tego, że marsze mnie nie interesują, zadym i bójek z policją nie znajduję wartymi marnowania czasu, paradę widziałem dzień wcześniej (i to z daleka), a rogala nie udało mi się dostać, to pomyślałem sobie, że chociaż w biegu pobiegnę. Biegu z okazji odzyskania przez Polskę niepodległości w Londynie oczywiście nie znalazłem, ale odbył się wczoraj bieg związany z Movember, o którym pisałem wyjaśniając dlaczego zapuszczam wąsa. Przygotowując się do ambitnego pobicia 10 kilometrów poniżej w 50 minut uznałem, że Bieg w Battersea Park będzie świetną okazją na sprawdzenie siebie samego w połowie przygotowań. Oczywiście, wybór mój był podyktowany głównie ideii biegu.
Do Battersea Park przyjechaliśmy ok
9.10, co okazało się być zdecydowanie za wczesną godziną. Było zimno i czekanie
na ustawianie się na linii startu było uciążliwe. Niemniej na miejscu było
mnóstwo osób, które ewidentnie miały świetną zabawę wybierając swój strój.
Czekając na godzinę 10 widziałem minimum 3 Hulk’ów, 2 Power Rangers’ów,
strażaka, kilku facetów poprzebieranych za kobiety a to tylko mała liczba z
tych, którzy się przebrali. Do tego panie startujące w biegu, tzw. MoSistas
prawie co do jednej miały sztuczne wąsy okazujące wsparcie dla idei. Jednym
słowem było całkiem wesoło. Jedyny minus, to kobieta prowadząca całą imprezę,
zwyczajnie nudziła i nie umiała wykrzesać za dużo aktywności z uczestników.
Moje dotychczasowe doświadczenia pokazują, że niezwykle ciężko znaleźć takiego
wodzireja na imprezie sportowej, któremu by się to udało.
Przyznam, że szedłem na bieg z
poczuciem, że nie będzie dobrze. Ewidentnie nie chciałem dać ciała i pobiec
turbo wolno, a więc powyżej 30 min. Jednak zarówno Laura, jak i Sue i John,
którzy przyjechali ze mną na trasę, bardzo mnie wspierali. John wspomniał nawet
coś o tym, że byłoby dobrze zrobić to poniżej 28 min, co, nie ukrywam, wywarło
na mnie presję.
Sam bieg odbył się bez problemów,
aczkolwiek już po 1km wiedziałem, że przegiąłem z tempem i musiałem zwolnić.
Udało mi się uniknąć tłumów poprzez ustawienie się blisko linii startowej, a
mijający mnie biegacze tylko motywowali do utrzymania lub podciągnięcia tempa.
Pewnie dlatego udało mi się ukończyć bieg z życiowym
rekordem na 5 km. Gdy
zobaczyłem na zegarku czas 00:25:53,
to nie wiedziałem do końca jak to się stało i jednocześnie byłem z siebie
cholernie zadowolony.
Po biegu każdy otrzymał pamiątkowy
medal, napój oraz kanapkę z MoWozu sponsorowanego przez producenta przepysznego HP Sauce.
Podsumowując sam event był dobrze
zorganizowanym, małym (wystartowało ok 600 z 800 osób) biegiem ze świetnym
motywem przewodnim wspierającym wartościową inicjatywę. Wynik był przysłowiową
wisienką na torcie i utrwalił mnie w przekonaniu, że warto biegać dalej, bo
może się uda złamać założony na 10 km. czas. Poniżej kilka zdjęć (ciągle czekam
na zdjęcia od organizatora), które udało się zobić Laurze.
Yesterday in Poland, despite the marches,
social riots, police and hooligans provocations as well as eating Rogale Świętomarcińskie , there was another form of celebrating Independence Day. Runs of Independence took place in a few cities, including Gdansk and Warsaw. Because of my lack of interest in marches,
fights with police and no possibility of getting real St. Martin's Croissant, I
decided to celebrate the anniversary of getting independence by taking part in
a race. Also it was an opportunity to participate in an event connected with my Mo and Movember movement
We arrived at Battersea Park around
9:10, which was way too early. It was cold and waiting for the start was not
nice at all, although the atmosphere was getting better and better with more
people coming. A lot of them dressed up. Waiting for the start I saw 3 Hulks, 2
Power Rangers, a fireman and a few men dressed as women. Obviously all of them
had a moustache, fake or real (including a lot of women - MoSistas). It would
be better if the host was more entertaining. She was boring and could not
communicate with the runners. So far my experience is that it is really hard to
find the right person to host a sports event who would interact with
participants at a good level.
I have to admit that my feelings about
the run were not good. I wanted to give my best and not screw it up, which I
thought would be with a time over 30 min. Luckily, I had great supporters in
Laura, Sue and John who came to the park with me. Although when John mentioned
about making it under 28 min I was petrified.
The run itself was good, even though I
knew after the first kilometre that I was running too fast. By starting close
to the front of the race I avoided crowds and was able to improve my time on
the second lap. Because of that I managed to finish the race with my personal
best - 25min 53 sec. I have to say that I was
as pleased as I was surprised.
After the race everyone got a medal and
a drink and bacon sandwich from the Motor Truck sponsored by the
producer of HP sauce.
Summing up: the event was a well
organised, small (600 people run of 800 registered) race with the great idea of
supporting Movember. My result was just the icing on the top of it
and gave me motivation to carry on my training for finishing 10k in 50
min.
Photos below were taken by Laura who
supported me all the way.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz