środa, 19 grudnia 2012

Czy warto zmienić podejście?


Leciałem dwa dni temu do Katowic. Ze względów finansowych wybrałem Ryanair’a jako przewoźnika. Dzisiaj pewnie bym już tego nie zrobił, bo wprowadził on od 30.11.11 nową opłatę, która zrównała go w cenach z Wizzair’em, który świadczy znacznie lepsze usługi i pozwala na zabranie większego bagażu rejestrowanego. A właściwie nie wiem, czy bym nie zrobił, bo poniedziałkowy lot mile mnie zaskoczył.

Generalnie wszystkie moje dotychczasowe loty do/z Londynu wyglądały podobnie. W jedną stronę polscy pasażerowie narzekają, że drogo znowu będzie, że ten funt, że królowa, a czasami Beatels’i. W drugą, że smród , kiepskie drogi no i co znowu Donald z Jarkiem odstawiają. A po za tym, to jeszcze Smoleńsk i Rosjanie w tle. I nawet nie macie pojęcia jak bardzo jest to denerwujące. Kominek opublikował niedawno tekst o tym jak Polacy zachowują się w samolocie. No i podpisuję się pod nim obiema rękami i nogami. No bo jak ktoś lecąc o 7 rano zalewa się w trupa (najpierw łojąc browary przed odprawą, bo przecież w podręcznym się nie da przenieść na pokład), to nijak dobrze nie świadczy. Do tego w ciągu kilku minut stania w kolejce do nadania bagaży widziałem 4 osoby wykłócające się z obsługą, że przecież mają jedną sztukę bagażu podręcznego, a ten laptop/torebka/aparat, to się nie liczy. Ludzie! Czy aż tak ciężko zrozumieć słowa „jedna sztuka bagażu podręcznego wliczając w to laptopy, torebki, aparaty i produkty nabyte w bezcłowym”? Do tego komunikat ten jest podawany w kilku językach, więc nie ma bata – zrozumieć trzeba. No najlepszy był facet, który chyba swój monopolowy chciał zaopatrzyć, bo kupił 5 siatek z alkoholem po odprawie i nijak nie miał szans na zmieszczenie tego w, i tak wypchanym do granic możliwości, bagażu podręcznym.






Jednak wczorajszy lot był inny. I nie dlatego, że nagle Ryanair stał się liniami na miarę Emirates. Po ostatnim locie zauważyłem, że przez fakt zwracania uwagi na innych podczas lotu, sam napędzam swoją złość. No bo co obchodzi mnie, że ktoś jest tępym, wiecznie narzekającym idiotą? Dlaczego denerwuje mnie wstawanie na busa o 4:30, jeżeli jest to mój wybór podyktowany lepszą ceną lotu bladym świtem? Jedyne co się nie zmienia, to dyskomfort podczas opłacania wszelkich ekstra kosztów na stronie przewoźnika. Ale na to rady nie ma, jeżeli lata się „tanimi” liniami. Albo podręczny, albo trzeba słono bulić. Nie da się też uniknąć oczekiwania na wejście na pokład po nadaniu bagażu. Można za to nie stać jak taki ciołek przez 55 min. w kolejce przed bramką. Przecież po wprowadzeniu dodatkowych opłat i obowiązku rezerwacji (ach te „tanie linie”) siedzeń przy wyjściach ewakuacyjnych, które mają więcej miejsca na nogi, nie ma znaczenia czy wejdzie się na pokład jako pierwszy, dziesiąty, czy setny. A i tak za każdym razem jestem świadkiem wydarzeń jak podczas amerykańskich wyprzedaży. Aż się zacząłem zastanawiać, czy Polacy jako naród nie mają wrodzonego „syndromu kolejkowego” po dekadach stania po mięso, czy inne buty.

Wczoraj wchodziłem na pokład jako ostatni. Dało mi to dodatkowo prawie godzinę, podczas której mogłem w wygodnie czytać. A po wejściu na pokład okazało się (miałem na to cichą nadzieję), że siedzenia zaraz przy frontowym wejściu są wolne i obsługa samolotu pozwoliła je zająć ot tak, bez żadnych dodatkowych opłat. Oznaczało to, że opuściłem pokład jako pierwszy i ominąłem kolejkę przy odprawie paszportowej, a potem wygodnie mogłem usiąść i czekać na bagaż. Dodatkowo wyłączyłem się z wysłuchiwania narzekań i uwag odnośnie lotu (który był naprawdę przyjemny: mało turbulencji, tylko jedno płaczliwe dziecko i brak zbyt rozochoconych alkoholem rodaków), oraz wspomnianej już kolejki do okienka celnika. Jedyny raz kiedy podniosło mi się ciśnienie, to gdy w kawiarni na lotnisku musiałem wysłuchać pewnego idioty strofującego obsługującą go kelnerkę za nieposprzątany stolik. Zamiast poprosić o zebranie naczyń (lub zebranie tej filiżanki i talerzyka do lady) musiał na głos ją zrugać i poprawić tekstem, „że w Londynie byłoby to nie do pomyślenia”. Jest to oczywiście bzdura, wszędzie jest to do pomyślenia, szczególnie przy dużej ilości klientów. A facet był zwykłym chamem, ot co.  Na moją uwagę, że mógłby być trochę grzeczniejszy nie odpowiedział tylko rzucił „kurwą” albo innym „przerywnikiem” pod nosem i poszedł do swej blond lubej w białych kozakach.

W każdym razie chodzi mi o to w tym wpisie, bo jeszcze tego nie wyartykułowałem, żebyście nie przejmowali się innymi. Żeby uodpornić się na deblizm i chamstwo. Przy czym trzeba tępić to drugie jak tylko jest taka możliwość.

Bądźmy pozytywni. Jeżeli dokonujemy wyboru, to starajmy się nie szukać tłumaczenia „bo musiałem”. Niewiele w życiu musimy. W zasadzie to musimy tylko jedno. Gdy to zrozumiecie życie stanie się dużo łatwiejsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz