wtorek, 29 stycznia 2013

10 rzeczy, których pewnie nigdy nie zjecie


Często chodzicie na zakupy? Bo ja na takie duuuże, to raz w tygodniu. Oczywiście chodzi mi o zakupy jedzeniowe. Takie, żebym przez tydzień nie miał problemu z tym, że nie mam co do garnka włożyć, albo, że ryż z musem jabłkowym/przecierem pomidorowym już 3 tydzień gości na moim stole.Odkąd przyjechałem do UK odkrywam nowe smaki. Nie znaczy to, że nie tęsknię za starym poczciwym schabowym, albo kaszanką, golonką, smalcem z ogórkiem albo...


Rozmarzyłem się. Bo jasne, że tęsknię za smakami dzieciństwa, ale odkąd zacząłem bywać za granicą pałam wielką miłością do kuchni mi obcej. Nie jest to dziwne. O ile moi dziadkowie są w dużej mierze tradycjonalistami w kwestii potraw (nikt nie zrobi takiej zupy gulaszowej jak Dziadek, ani takich zrazów jak Babcia), to moi Rodzice zawsze byli otwarci na nowe smaki i nie bali się eksperymentować. I to właśnie im zawdzięczam w dużej mierze ciekawość do nowych smaków.  No i jeszcze jedno, podczas podróżowania ciężko znaleźć czasami gołąbki, klopsy czy inne rarytasy kuchni polskiej.
Dzisiaj przedstawię wam moje odkrycia kuchenne, których dokonałem w UK.

Poniżej lista produktów, których nie kupicie (a przynajmniej nie dało się jak ostatnio byłem w Polsce) w najbliższym markecie. Te niżej prezentowane można znaleźć w najbardziej popularnej sieciówce w UK, tak więc są łatwo dostępne.

1. Dziczyzna – w Polsce albo bardzo droga i przesmaczna w restauracji, albo dostępna dla wielce wyselekcjonowanego grona myśliwych i ich znajomych. Generalnie dziczyzna w Polsce to rarytas i jej cena stawia ją daleko po za zasięgiem zwykłego Kowalskiego.

Odkąd tutaj przyjechałem odkryłem całą gamę potraw, które bazują na mięsie jeleniowatych, świniowatych i kurowatych. Taka paczka pokrojonego mięsa z odpowiednimi przyprawami i warzywami daje świetny gulasz. Nie można oczywśicie zapomnieć o dobrym, czerwonym winie.



Albo taki bażant. W Polsce był dla mnie zwierzakiem prawie mitycznym, a tutaj idę do sklepu i już. Nie dosyć, że odstrzelony, to jeszcze oskubany. To samo z kuropatwą. 
Dobre toto i jakże pozwala odpocząć od kurczaka, czy innego indyka.

Taka kuropatwa, to naprawdę mała jest. Ledwie na ząb starcza.



2) Warzywa „organiczne” – czyli pewnie u nas po prostu od rolnika, albo z opisem skąd pochodzą. Tutaj właściwie każde warzywo ma odpowiednik „organic”. Z reguły droższy od 20-30%


3) Quorn – odkrycie, które zmieniło mój punkt widzenia na mięsopodobne (wegetariańskie) produkty. Nie dosyć, że smaczne, to jeszcze bogate w białka i inne proteiny pochodzenia roślinnego. Firma produkuje wszystko do kiełbas, przez burgery, na mielonym skończywszy. I to wszystko jest naprawdę dobre i przystępne cenowo. Tzn. Że w cenie paczki kurczaka masz paczkę „kurczaka wegetariańskiego”. 




Niesamowicie urozmaica to dietę i jest świetną sprawą przy kntrolowaniu wagi i próbie jej zmniejszenia. 



Kto mnie zna, ten wie, że jestem typowym mięsożercą. Obiad bez mięsa był dla mnie jak nie obiad, ale odkąd spróbowałem Quorn, regularnie zastępuje nim mięso.





4)Kuchnia meksykańska – wiem, w Polsce też dostępna. W Almie, albo Piotrze i Pawle jest taka specjalna, pojedyńcza półka na salsy, tortille, tacosy i inne quacamole. Tutaj to cały regał, który ciągnie się przez pół sklepu. Nie dosyć,że zachęca do spróbowania czegoś nowego, to jeszcze robi to skutecznie, a półprodukty są dobre jakościowo i smaczne.




5) Kuchnia azjatycka – szerokie pojęcie. Znowu zajmuje dużą część sklepu. Od chińskiej, przez tajską, na japońskiej nie kończąc. Sosy, makarony, curry itd. Ostre i słodko-kwaśne. Dla każdego coś miłego. Zwróćcie uwagę na ceny. 1£ za 250ml sosu. To teraz znajdziecie super jakościowo sos używany do kurczaka curry za 5,10zł.




6) Zupy „gotowce” – super sprawa na szybki i ciepły posiłek w ciągu dnia. W Polsce puszki się nie przyjęły. Tutaj o miejsce na stole biją się z zupami w kartonach/plastikowych kubkach, które mają krótszą datę spożycia i z reguły są lepsze smakowo i jakościowo. Walka stosunku ceny do jakości można by rzec.



7) Grzyby – nie tylko pieczarki, ale też azjatyckie, o zupełnie nowym dla mnie smaku. Muszę jednak napisać,że prawdziwka z polskiego lasu albo kurek, to nic nie przebije i są najlepsze.



8) „Fishcake” – pamiętacie „talarki kapitana Iglo” z dzieciństwa? Taka ryba w panierce? To teraz wyobraźcie sobie, że macie takie bajery, tylko w wersji max. Możecie wybrać, czy to z łososia, dorsza, czy innej ryby i co ma mieć w środku. Nie chodzi tylko o przyprawy i zioła, ale też sosy i inne bajery. Dla mnie jedna z ikon angielskich śniadań/brunchy w niedzielę.



I na koniec rzecz, której nie rozumiałem nigdy. Dlaczego w Polsce warzywa pokrojone i gotowe (np. na sałatki, do podsmażenia itp) jeżeli nie są w normalnych cenach? Wszędzie indziej są droższe, ale nie o 200%. Podobnie rzecz się ma z gotowymi kanapkami i sałatkami, oraz pociętymi owocami,  które w Polsce ciągle albo są obrzydliwe, albo kosztują miliony monet. Te na zdjęciu nie są najlepsze, ale nadal spełniają podstawowy wymóg – dobry stosunek jakość/cena.




Na samiuteńki koniec tylko nowinka „browarystyczna”. Nadal nie znam połowy z tych piwa, a połowa, z połowy, którą piłem była pyszna.




I polska półeczka w sklepie, a raczej jej część. (Swoją drogą ciekawe jak dobierają produkty, które tam się znajdują).






Zanim zostanę zalany tekstami z cyklu „w UK się więcej zarabia więc można lepsze rzeczy w sklepie kupić” oraz „przecież Polskie jedzenie jest najlepsze” oświadczam, że nie twierdzę, że jest inaczej. Pokazuję tylko smaki, które dzisiaj podczas zakupów mi „wpadły” do koszyka. Są to rzeczy, które do tej pory stanowiły albo domenę nieosiągalną finansową, albo wymagały wyjazdu w dalsze (lub bliższe) nieznane aby ich spróbować. Dla przykładu powiem, że byłem chyba tylko w dwóch, albo trzech restauracjach w Poznaniu, gdzie mają dobre azjatyckie jedzenie.

Nie wiem jak wy, ale ja zgłodniałem, a już dawno po kolacji. Jak się spodoba, to może jakieś przepisy podrzucę. Przy okazji – szukam sprawdzonego przepisu na szarlotkę. Ma ktoś, coś? 

2 komentarze:

  1. Michale!

    jak jabłecznik, to tylko ten:
    http://whiteplate.blogspot.se/2007/12/o-szarlotkach.html

    Pozdrowienia,
    Dominika D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tylko w jednym punkcie coś dodam. Jeśli chodzi o azjatyckie- nie mamy na co narzekać. W tesco i carrefour'ze (nie wspominająć o przesadzonych PiP czy Almach) jest mnóstwo azjatyckich artykułów spożywczych. Na codzień się tego nie zauważa, ale ja się mocno zdziwiłem, jak po powrocie z Tajlandii i przywiezieniu połowy plecaka makaronów, sosów i przypraw, wszystko to znalazłem w normalnych cenach w tesco. Problemem mogą być niektóre warzywa czy owoce, ale nawet azjaci uważają, że nie ma się co spinać, tylko śmiało można zastępować tym co jest pod ręką.

    OdpowiedzUsuń