Dzisiaj krótko
będzie. Rano byłem w połowie tekstu o mającym się otworzyć pubie , ale Mediafun mnie uprzedził i sam o
tym napisał. Uznałem w tym wypadku, że poczekam co jeszcze się w sieci
pojawi, bo wpisy Macieja Budzicha są jednymi z tych, które mają moc budzenia
innych do pisania. No i napisano o tym na portalu Gazety
Wyborczej, a także w naTemat.pl.
Temat podjęto też na Facebook’u. Niemniej koniec, końców właściciel wycofał
się z nazwy. Wydaje się jednak, że ociągnął swój cel i doarł z wiadomością
o otwarciu nowej knajpy do olbrzymiej ilości osób bez zbytnich (żadnych?)
nakładów finansowych.
Generalnie o całej
sprawie dowiedziałem się już wczoraj. Po wrzuceniu na tablicę zaproszenia na
otwarcie pubu wywiązała się rozmowa, po której zacząłem się zastanawiać nad tym, czy istnieją granice w
marketingu w sieci? A jeżeli tak, to jakie? Sam właściciel pubu mówi, że nie.
Ja się z nim nie zgadzam. Wydaje mi się, że w tym wypadku posunięto się za daleko.
Niestety nie mam możliwości sprawdzenia jak duży był negatywny wydźwięk tej
akcji. Nie przypominam sobie jednak dobrego słowa na temat nadania nazwy pubu
nazwiskiem gwałciciela i mordercy.
Zachęcam do wejścia
na bloga Macieja Budzicha, bo zgadzam się z jego oceną sytuacji. Jedyne co się zmieniło
od jego wpisu, to teraz wiemy, że właściciel osiągnął swój cel i pewnie pub w
Warszawie (jakkolwiek by się nie nazywał) odwiedzi „z ciekawości” sporo osób.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz